O szczęśliwych ludziach sprzed 200 lat

W Buczynach mieszka człowiek, który o niejednej sprawie wie więcej niż Wikipedia. Niezwykły historyk, który zaprosił mnie do swojego skansenu, w którym od ćwierć wieku stara się ocalić od zapomnienia kulturę łużycką. 

Poczytajcie.



Z Opola do zachodniej Polski


- Panie Janku, jesteśmy w pięknym miejscu. Chaty, które są wokół nas liczą ponad 300 lat. Chciałam więc zapytać, co sprawiło, że w pewnym momencie swojego życia postanowił pan zamieszkać w domu, który liczy sobie 300 wiosen?

- Znudziło nam się wielkomiejskie życie. To jedna sprawa, a po drugie, postanowiliśmy notować historię tej części Polski.

- Czyli z jednej strony przywiodła pana tutaj pasja.

- Tak, pasja, i chęć zachowania tego, co przemija.

- Czyli słowami Gałczyńskiego: "Ocalić od zapomnienia"

- Tak, przede wszystkim skupiliśmy się na ratowaniu tej części materialnej, czyli wszystkich chat, które zostały jeszcze na Dolnych Łużycach. 
To są ostatnie chaty drewniane, które nie zostały spalone. W takich chatach mieszkali Łużyczanie. Gdy Polacy sprowadzili się na te tereny popalili je i wybudowali domy z cegły. Te, które zostały zwieźliśmy tutaj.

Co zostawili nam Łużyczanie?


- Jest pan historykiem, ma pan olbrzymią wiedzę zwłaszcza na temat naszego regionu. Przyznam szczerze, że historia zawsze była dla mnie ciekawym przedmiotem. Szczególnie interesowało mnie to, że każdy naród jaki istniał zostawił nam po sobie jakąś spuściznę. Grecy zostawili nam teatr, Rzymianie - prawo, a co zostawili nam Łużyczanie?

- Niewiele. Elementy materialne. Oni nigdy nie mieli swojego władcy, króla, księcia. To były pojedyncze chaty, czy malutkie wioseczki porozrzucane na bagnach. Za to zostało bardzo dużo rzeczy napisanych. Oni mieli swoich bardów, pisali o tej ziemi jako o swojej ojczyźnie, gloryfikując ją.

- Mieli swój język?

-Tak, ich język jest podobny do czeskiego, my się tego języka nie uczymy, bo ich rozumiemy. "Wytrownie" ich witamy, czyli serdecznie, "Trowa" to serce po łużycku. Mamy tutaj bibliotekę i gromadzimy ich książki.

- Ale dziś to język wymarły.

-Tak. Chociaż do dzisiaj Łużyczanie mieszkają na terenie Niemiec, ale wstydzą się mówić w swoim języku. Dlatego ten język zanika. Tego narodu zostało 45 000, a co roku jest o tysiąc mniej.

- W takim razie, gdzie dziś można spotkać Łużyczan?

- W Niemczech, w dwóch przygranicznych landach. Sprzedają sławne "ogórki łużyckie". 


Szczęśliwe życie w łużyckiej wiosce


- Kiedy siedzimy pod tymi chatami, można zaobserwować, że ma pan wiele eksponatów z tamtych czasów i to są przedmioty codziennego użytku: narzędzia rolnicze, kuchenne. Nasuwa mi się pytanie: jak wtedy wyglądało życie? Jak żyli nasi przodkowie?

- Jedną chatę mamy tak urządzoną jak prawdziwe mieszkanie. Cofnęliśmy się do okresu sprzed 200 lat. Wśród wyposażenia, które tam mamy jest lodówka. Widziała pani tą lodówkę sprzed 200 lat?

- Tak, opowiadał pan, że zimą wkładano do niej lód i cały rok chłodziła. Niesamowite.

- Ale oni byli szczęśliwi, bo nie wiedzieli co to telewizor, albo telefon komórkowy. Zwłaszcza, biorąc pod uwagę, że zabudowania na wioskach były porozrzucane po bagnach. Byli po prostu szczęśliwi. Taka wioska składała się z takich trzech podstawowych chat: chata rolnika, tkacza i garncarza. Dzięki temu wioski były samowystarczalne.

- Każda wioska była odrębnym organizmem.

- Często ludzie przychodzą i pytają mnie: dlaczego tu wszystko jest takie niskie? Drzwi niskie, okna niskie. To dlatego, że ludzie byli niżsi. Dobierali się w rodzinach. 

- Czyli można powiedzieć, że wioska była rodziną?

- Tak jest. 

- Może właśnie z tego wynikało to ich szczęście, że po prostu mieli silniejsze więzy między sobą.

- Tak, były silniejsze. 



Jak uczyć by historia stała się ciekawa?


- Wspomniał Pan też o tym, że ma pan tu izbę edukacyjną, gdzie młodzież i dorośli mogą uczyć się historii i z tym właśnie wiąże się moje kolejne pytanie. Jak pan myśli, dlaczego młodzież powinna poznawać historię własnego regionu?

- To trochę złożone pytanie. Bo w tej chwili można zauważyć że dla ludzi najbardziej liczy się pieniądz. Ale jest to potrzebne, bo przeszłość jest strasznie ważna. Dla każdego człowieka. Powinna być ważna. Na całym świecie szuka się korzeni naszego wszechświata, a co dopiero nas, naszych rodzin. Przeszłość  jest też bardzo ważna z punktu widzenia psychologicznego dla człowieka, który do czegoś dąży. Żeby poznawać nowe, trzeba znać stare, bo wszystko ma swoją kolej rzeczy.

- To prawda.

- Zwłaszcza, że jeżeli ktoś śledzi nowinki techniczne, to zauważy, że wiele rzeczy było już wcześniej wynalezione i w tej chwili ludzie zastanawiają się jak to jest zrobione.

- Rozmawiając z młodymi ludźmi spotykam się ze stwierdzeniem, że historia jest nudna. Jak mogliby uczyć nauczyciele, żeby zaciekawić uczniów, przekazać historię w ciekawy sposób?

- Tak jak to robili Łużyczanie.

- Czyli?

- Łużyczanie robili to w ten sposób, że ich bóg, który się nazywa Krabat był główną postacią w literaturze. Oni pisali o nim, umiejscawiali go w tym terenie. Tak jak u nas była "Stara baśń" Kraszewskiego. Mądrzy nauczyciele na jej podstawie mogli uczyć historii państwa. Oni tak samo. Dopiero po roku 1400 wprowadzono tutaj chrześcijaństwo. 
Stało się to po tym, jak przetłumaczono Biblię Jakuba.

- Czyli dopiero od przetłumaczenia Biblii Wujka, zaczęło się na naszym terenie chrześcijaństwo?

- To znaczy, nie chciałbym o tym mówić, bo to jest drażliwy temat. Z tego względu, że wprowadzenie na tym terenie chrześcijaństwa wiązało się  z bardzo drastycznymi rzeczami i gdyby nie wprowadzono do tej, wtedy przetłumaczonej, Biblii części żywota Krabata, to by musieli wszystkich tutaj wyrżnąć.

- To brzmi drastycznie.

- Tak, bo to było drastyczne. XIV - XV wiek, to były wielkie mordy.

- Skoro już wówczas zmieniano treść starożytnych ksiąg, to chciałabym zapytać, po jakim czasie można stwierdzić, że historia, której się uczymy nie jest sfałszowana. Bo przyzna pan, że ja i pan uczyliśmy się trochę innej historii.

- To zależy od źródeł i ich interpretacji. To jest główna bolączka zarówno dla historyka, jak i polityka. Bo to się jedno z drugim wiąże.

- Czyli podsumowując kwestie edukacyjne: Żeby historia stała się ciekawa nie mogą to być suche daty, ale raczej historie, opowiastki, które łatwo sobie wyobrazić. 

- Dokładnie. Bo są legendy, które uczą i pokazują historię. Chociażby ta "Stara baśń", albo legendy o Krabacie. 


- Mam jeszcze jedno historyczne pytanie: Jak pan, jako historyk, ocenia dzisiejsze pokolenie? I jak pan myśli: jak za powiedzmy 300 lat, będzie się mówiło o nas?

- Trudno mi powiedzieć. Ja osobiście teraz obserwuję powrót do tego co się działo przy dochodzeniu Hitlera do władzy. Obserwuję młodzież  - czarne koszule, podobnie kształtowało się społeczeństwo przy dochodzeniu Hitlera do władzy. 

- A patrząc z punktu widzenia społecznego, czy za x lat historycy powiedzą o nas, że byliśmy szczęśliwymi ludźmi?

- ... chyba tylko o bogatych! 

- Świetne podsumowanie.

- Ja tak się dzisiaj nie przygotowałem na poważne rozmowy, bo  porusza pani takie poważne tematy, że aż nie wiem, co odpowiedzieć.

- Bardzo mądrze pan odpowiada. Dla mnie - laika - wszystkie pana wypowiedzi są ciekawe i rzeczowe. Myślę, że dla czytelników mojego bloga również.



Kuchnia Łużycka

- Ponieważ na moim blogu jest też kącik  kulinarny, chciałabym zapytać czy Łużyczanie mieli swoje tradycyjne dania?

- Tak mieli, ale przede wszystkim należy pamiętać, że kuchnia łużycka była biedna. Jedli to, co znaleźli na bagnach, w lesie, w stawach. Ci ludzie w ogóle byli biedni to i kuchnia była biedna. Wesele łużyckie to był dziewięć potraw. Jedną z nich był chleb ze smalcem. Pierwszą podawaną potrawą była "czarna polewka".

- Czyli czernina.

- Tak. Dużo było potraw mącznych. Ciężko dzisiaj stamtąd coś zapożyczyć. Jedyne co zapożyczamy to zupa na ogórkach łużyckich. Nazywa się solianka. Solianek jest dużo, w każdym kraju inna. Ale ta jest z tej szczególnej odmiany ogórków. 

- Bardzo panu dziękuję za miło spędzony czas i za rozmowę.




Ps. Moja rozmowa z panem Jankiem trwała dużo dłużej. To bardzo sympatyczny człowiek i ma wiele do opowiedzenia. Jeśli chcielibyście się go o coś zapytać, napiszcie w komentarzu - pan Janek obiecał, że to nie będzie ostatni wywiad 😊
Jeśli chcecie zapytać osobiście więcej info znajdziecie tu

Komentarze

  1. Znam Pana Janka. To rzeczywiście człowiek z pasją. Nie wiedziałam, że potrafi tak ciekawie opowiadać i że ma taką wiedzę. Jadąc przez niektóre tereny przy granicy zauważyłam, że po stronie niemieckiej, nazwy są również w języku łużyckim. A z Niemcem mówiącym tym językiem całkiem łatwo się dogadać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Znam Pana Janka. To rzeczywiście człowiek z pasją. Nie wiedziałam, że potrafi tak ciekawie opowiadać i że ma taką wiedzę. Jadąc przez niektóre tereny przy granicy zauważyłam, że po stronie niemieckiej, nazwy są również w języku łużyckim. A z Niemcem mówiącym tym językiem całkiem łatwo się dogadać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Janek mówił to samo. Że Polacy rozumieją Łużyczan tak jak Czechów, bo ich języki są podobne.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty