W drodze do pracy

W drodze do pracy. Myśli rozsypane. 



- Widziałam Cię dzisiaj w pociągu. Jechałaś do pracy? - usłyszałam.
- Nie jechałam dziś do pracy pociągiem. Jechałam rowerem.
- Rowerem?
- Tak. Po jednej z najpiękniejszych plaż na świecie. Przynajmniej z tego, co słyszałam. Bo nie wiedziałam wszystkich, żeby móc to ocenić osobiście. Wyobrażam sobie, że ktoś, kto mówi, że jakaś plaża jest najpiękniejsza, obszedł kiedyś lub objechał wszystkie kontynenty po linii brzegowej, a na koniec wrócił do punktu wyjścia i powiedział: "Najpiękniejsze plaże są w Portugalii".
I właśnie tam byłam dziś rano.

Choć faktycznie mogło wyglądać to tak, że stoję na peronie, a gdy nadjeżdża pociąg wsiadam. Kupuję nawet bilet u konduktora. Normalny. W jedną stronę. Ale kiedy tylko zajęłam miejsce przy oknie, sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam książkę...

...otworzyłam ją na stronie z piękną piaszczystą plażą i podpisem "ALGARVE - RAJ NA ZIEMI"
W tej samej chwili miejsce wyciętego lasu za oknem pociągu zajął żółty, ciepły piasek, wysokie fale Oceanu Atlantyckiego, ktoś próbujący swoich sił na desce surfingowej, ludzie płynący łódką w oddali, dzieci bawiące się w piasku, a w powietrzu czuć było zapach smażonej ryby...
Zrobiłam kilka kroków bosą stopą po piasku i po chwili fale zaczęły obmywać mi stopy. Od morza wiał delikatny wiatr, ale powietrze było napełnione słońcem.
Chwilę później przeczytałam, że w pobliżu plaży można wypożyczyć rowery.
Pomyślałam, że chyba się skuszę...

Siadłam na rower i jechałam ścieżką wzdłuż plaży. Horyzont był bardzo bardzo daleko. Bezkresny ocean, przyjemny wiatr, a po drugiej stronie lasy. Drzewa dawały upojny cień. Nie było słychać samochodów, ani hałasu miasta. Był tylko szum fal, delikatny szelest liści i traw, gdzieś w oddali ptaki, wypatrujące ryb, którymi mogłyby się posilić. Pomyślałam sobie, że wiem, komu by się tu spodobało. Mój tato nigdy nie lubił morza. Ale kochał las. I kochał jeździć na rowerze. Gdyby tylko mógł być tu ze mną...


Przewróciłam kartkę.
Wyjechałam z lasu. Przed oczami ukazało mi się urocze miasteczko. ALBUFEIRA - przeczytałam. Gwarne uliczki,  gołębie, śmiech dzieci i turyści robiący zdjęcia. Wszędzie czuć zapach ryb i owoców morza, sprzedawanych w kolorowych knajpkach. Właśnie to podoba mi się nad morzem. Siadam pod parasolem i zamawiam lemoniadę. Zamykam oczy. Czuję jakbym naprawdę tam była, ale jedyne co mnie łączy z tym miejscem, to gorące powietrze wokół mimo wczesnej pory dnia.

Pociąg stopniowo zwalnia i wiem, że już pora wysiadać. Wsuwam zakładkę do książki i odkładam ją do torby.
Wiele bym dała, żeby teraz ściągnąć buty, włożyć kapelusz i w zwiewnej sukience podążać zamiast po rozgrzanym chodniku do pracy - po piasku, wzdłuż oceanu, donikąd...

Komentarze

Popularne posty