Bez rąk, bez nóg, z uśmiechem na twarzy

Jędrek Rosa ma 21 lat. W słuchawce telefonu wita mnie radosnym głosem. Szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się, że będzie inaczej. Bo znajomi Jędrka mówią, że urodził się optymistą. Chyba coś w tym jest.


Prawo jazdy

- Kiedy spytałam cię o czym chciałbyś mi opowiedzieć w wywiadzie wspomniałeś o robieniu prawa jazdy. Wiem, że było to dla Ciebie wyzwaniem. Czy mógłbyś wyjaśnić dlaczego?

- Po pierwsze, nigdy nie zastanawiałem się nad tym, żeby robić jakieś prawo jazdy, czy coś w tym stylu. To wyszło z inicjatywy mojego taty, bo stwierdził, że dość długo mnie wozi, jest to dla niego męczące, ciężko się zgrać i zaproponował żebyśmy coś pokombinowali. Mówię na to: "Dobra, spróbujmy, będziemy coś kombinować!" Byłem w jednym ośrodku w Krakowie, który przystosowuje samochody do osób niepełnosprawnych i pomaga zrobić całe kursy. Pani powiedziała, że wszystko fajnie, tylko najpierw muszę udać się do lekarza, który wypisze mi brak przeciwwskazań i przystosowanie samochodu.


- A mógłbyś powiedzieć mi na czym polega twoja niepełnosprawność?

- Moja niepełnosprawność polega na tym, że nie mam nóg i rąk. Nóg od kolan w dół, a rąk - całych dłoni.


- To przystosowanie samochodu faktycznie było trudne, ale też samo nauczenie się jeździć było wyzwaniem.

- Czy to było wyzwaniem? Chyba nie. Myślę, że zdecydowanie gorsze było przystosowanie samochodu i trwało dużo dłużej, a także było bardziej kosztowne niż sam kurs. Myślę, że na tle finansowym zawsze jest problem, jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne. Są one zwykle dość mocno poszkodowane. Bo żeby mieć coś fajnego, co fajnie działa i jest w miarę długowieczne, to trzeba niestety zapłacić kasę.


- Niestety to prawda.

- Zawsze to tak wyglądało i tak wyglądać będzie. Musiałem kupić sobie samochód do robienia prawa jazdy i później wszystko robiłem na własnym samochodzie.


- To też utrudnienie, z którymi osoby sprawne się nie spotykają, bo idą na kurs i nic ich nie obchodzi. 

- Tak. Trzeba kupić własny samochód i trzeba go przerobić. Koszt przeróbki samochodu czasami jest praktycznie równy wartości samochodu. Tak było w moim przypadku. Przerobienie było niewiele tańsze niż samochód. Ale porównując cenę samochodu i jego przeróbki do ceny protez, które noszę, to za protezy miałbym takich samochodów trzy lub cztery.


- To naprawdę dużo. 

- Około 110 - 120 tysięcy powiedzmy co półtora roku, lub co dwa lata.


- Tak często musisz zmieniać protezy?

- Nie tak często. W tym momencie zmieniam co trzy lata, ale koszt jest większy. Więc to jest takie uśrednienie.


- To ogromne pieniądze. Większość z nas może pomarzyć o tym, żeby mieć takie fundusze co 2-3 lata.

- Ja też mogę tylko pomarzyć. Większość tych pieniędzy jest z fundacji. Mój wkład jest tam dosłownie procentowy. Moi rodzice też nie są w stanie zapewnić mi takich środków. To są głównie pieniądze zbierane z koncertów, czy 1% podatku.


- Co sprawiło, że mimo tych rozmaitych wyzwań się nie poddałeś?

- W moim odczuciu nie było to nic nadzwyczajnego, gdyż często obieram sobie jakiś cel i do niego zmierzam. Tym bardziej robienie prawa jazdy. Zresztą to było bardzo przyjemne. Jak każdy chłopak interesuję się samochodami, motoryzacją, więc nie było to żadne zmuszanie się. Kwestią, która była wyzwaniem to raczej dojazdy, bo robiłem prawko w Warszawie, a studiowałem w Krakowie. Musiałem wstawać w weekendy o czwartej rano, wsiadać w autobus i jechać do Warszawy, pójść na jazdę i wrócić na uczelnię. I tak co tydzień.


- Nie przerażały cię te podróże?

- Chyba nie. Tym bardziej, że pierwszy raz pojechałem z moim tatą, a później już jeździłem sam pociągami lub autobusami. Zresztą w Warszawie bardzo fajnie się jeździ komunikacją miejską. Nie ma na co narzekać.


- Muszę przyznać, że jesteś bardzo odważny.


"Przyjaciel do zadań specjalnych"

- Czy mogłabym cię zapytać o twój udział w programie "Przyjaciel do zadań specjalnych?"

- Tak.


- Sam się zgłaszałeś do tego programu, czy dostałeś zaproszenie?

- Zostałem zaproszony i najlepsze jest to, że to było bardzo ściśle powiązane z moim prawem jazdy. Ponieważ w ośrodku, w którym się uczyłem pytali o osobę, która mogłaby uczestniczyć. Dyrektor tego ośrodka podał im namiar do mnie, zadzwonili i powiedziałem: "Ok, nie ma problemu!". I tak to wyszło. W sumie cały 2017 rok, to taki ciąg przyczynowo-skutkowy. I dobrze, bo całkiem nieźle to wychodzi.


- Pytam o ten program, ponieważ zawsze oglądając tego typu produkcje mam wrażenie, że są bardzo mocno wyreżyserowane. Dlatego chciałam zapytać, czy w tym programie z ekranu patrzy "prawdziwy" Jędrek, czy taki, jakim go widział reżyser?

- Tu są dwie sprawy. Na planie filmowym jest reżyser. Ale tak naprawdę on odpowiada za ustawienie kamer i wybór miejsc. Moje dialogi nie były zapisane na kartkach. Nic nie było wcześniej uzgadniane. Ja i Marcelina nie znaliśmy się wcześniej i to miało być nasze pierwsze spotkanie i pokazane spontaniczne reakcje. Mnóstwo scen było grane jednym ciągiem. Sceny w pokoju nagrywało kilka kamer ciągiem, bez przerw, czy cięć. Dlatego wydaje mi się, że można uznać, że nasze reakcje są autentyczne.


- Czyli zaskoczenie po waszym spotkaniu było naturalnym zaskoczeniem?

- Nie było powtarzania scen. Nikt nie mówił: "Zaskoczenie było za małe, zróbmy to jeszcze raz.". Po prostu. To był przedstawiony dzień, który spędziliśmy razem. Nie było wracania. W montażu też nie widziałem ingerencji mającej na celu przejaskrawienie czegokolwiek.


"Po prostu sobie żyję..."

Moje życie nie jest ciężkie. Jest stosunkowo proste. To, że nie mam nóg, czy rąk, to nie jest dla mnie gigantyczny problem.
- W programie z ust Marceliny padają słowa: "Patrząc na Ciebie uświadamiam sobie jaką wartość ma życie". Ja jako odbiorca tego programu miałam po obejrzeniu go podobne odczucia. Powiedz mi, co sprawia, że mimo niepełnosprawności ty nie dajesz za wygraną?

- Kurcze, to ciężkie pytanie! Chociaż właściwie pytanie jest proste, ale ciężka jest odpowiedź. Bo mam wrażenie, że niektórzy ludzie oczekują w tej wypowiedzi jakiegoś mocnego "WOW", czegoś mocno powiedzianego. A tymczasem nie ma żadnego motora, który mnie napędza do życia, bo, o Jezu, muszę rano wstać z łóżka i to jest takie strasznie ciężkie. Nie. Moje życie nie jest ciężkie. Jest stosunkowo proste. To, że nie mam nóg, czy rąk, to nie jest dla mnie gigantyczny problem. Ja się tak urodziłem i już się do tego przystosowałem. To nie jest dla mnie ciągła walka o przetrwanie, po prosty wstaję i żyję jak normalny człowiek. Tu nie ma niczego nadzwyczajnego.

Dążenie do celów? Owszem. Teraz mam studia w Warszawie, które będą moim konikiem przez najbliższy okres i na pewno będę chciał je ukończyć i to dobrze ukończyć. Ale to jest normalna motywacja.

- Każdy kto zaczyna studia chce je dobrze ukończyć.

- Dokładnie. Ale tutaj nie ma górnolotnych czy wielkich słów, czy czynów z mojej strony. Po prostu sobie żyję i to tak naprawdę tyle.


- Widać po tobie, że jesteś prawdziwym optymistą. 


Świadomość inności i zmiana w społeczeństwie

Z tego powodu też bardzo przyjemnie się z tobą rozmawia, jesteś bardzo pozytywnym człowiekiem. Niejedna zdrowa osoba może brać z ciebie przykład.

- Bardzo miło mi to słyszeć.

- Masz czasami tak, że ktoś mówi: "Ja bym nie umiał tak jak ty, być takim pozytywnym mimo takich problemów"?

- Zdarzają się takie osoby, ale najczęściej są to osoby, które nie stykają się z osobami niepełnosprawnymi na co dzień. I tutaj chyba jest problem, jeśli tak to można nazwać. Bo jeżeli przebywa się z osobami niepełnosprawnymi i pozna się jak wygląda ich dzień i kontakty międzyludzkie, to bardzo szybko się dostrzeże, że tacy ludzie przeważnie bardzo optymistycznie podchodzą do życia. Akurat w naszej sytuacji nieoptymistycznie znaczy bardzo ciężko. Podchodząc do życia pesymistycznie od razu znalazło by się tyle problemów, że naprawdę mogłoby być ciężko.  

- Można się zapętlić w tych negatywnych myślach.

- Właśnie.

- Przykładem osoby, która ma podobną niepełnosprawność, jak ty i podobne nastawienie jest znany serbski mówca motywacyjny, Nick Vujicic, może słyszałeś o nim...

- Chciałem wybrać się w Krakowie na jego występ, ale niestety ceny biletów przekraczały moje możliwości... Chciałem zabrać dziewczynę, ale razem stwierdziliśmy, że 350 zł za wejście to trochę dużo. 

- On napisał o sobie książkę "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń". Pisze w niej między innymi, że w dzieciństwie była dla niego ciężka świadomość inności, to że rówieśnicy naśmiewali się z niego i go unikali. Powiedz mi, czy spotkałeś się z podobnymi reakcjami? 

- Myślę, że tak i to zawsze było i będzie. Na szczęście dostrzegam w tym tendencję spadkową. Myślę, że jak byłem młodszy, to częściej się z tym spotykałam. Chyba zwłaszcza młodych ludzi przestało to ruszać, są w miarę przyzwyczajeni, bo jest wokół nas coraz więcej niepełnosprawnych ludzi, którzy nie boją się pokazywać publicznie. Ludzie starsi częściej dziwnie się patrzą, nie wiedzą jak się zachować, albo zdarza im się powiedzieć jakąś gafę. Ja się tym nie przejmuję, bo to starsze pokolenie jeszcze nie za bardzo się do tego przyzwyczaiło. Często litościwie na mnie patrzą i mówią: "O laboga, jakiś ty biedny!". Nie znoszę takiego litościwego podejścia.
W moim rodzinnym mieście wszyscy znają mnie bardzo dobrze i są przyzwyczajeni, że ludzie niepełnosprawni świetnie sobie radzą.

- Myślisz, że ta tendencja spadkowa wynika faktycznie ze zmian jakie zaszły w ostatnich latach w społeczeństwie, czy raczej ze zmiany twojego podejścia, z tego, że mniej cię to, mówiąc potocznie, rusza?

- Jedno i drugie. Na pewno mnie to mniej rusza, no bo... bo tak! Przyzwyczaiłem się do pewnych zachowań ludzi. Ale społeczeństwo też lepiej to odbiera. Zwłaszcza jak się podróżuje, to widać, że w większych miastach ludzie mają niepełnosprawnych na co dzień dookoła siebie i  nie dziwią się, kiedy zobaczą takiego "delikwenta". 

- Może też programy w mediach, podobne do tego w którym brałeś udział, przybliżają ludziom życie osób niepełnosprawnych.

- A to na pewno. 


Z przydomowego studia do stolicy

- Dowiedziałam się, że pływasz, grasz w tenisa i jeździsz konno... Masz jeszcze inne pasje?

- Teraz moją główną pasją stała się realizacja dźwięku i temu poświęcam teraz najwięcej czasu. Mam małe przydomowe studio nagrań i w tym momencie spędzam tam dużo czasu, choć już niedługo, bo od października zaczynam studia w Warszawie. Chociaż na tym samym kierunku - realizacja dźwięku.

- Czyli zmieni się tylko lokalizacja...

- Dokładnie. Tak naprawdę tym teraz żyję. Jak mam co robić, to potrafię przesiedzieć w studiu dwanaście, czternaście godzin. Jeśli chodzi o jazdę konną, to stadnina, w której jeżdżę należy do mojego taty, więc mam ją pod domem. Od dziecka byliśmy uczeni jeździć, ale wiadomo, że jak coś się ma na co dzień, to szybko się to nudzi. Raczej robię to tylko rekreacyjnie. Pływać chodziłem w ramach rehabilitacji, więc dość często było to obecne. 


Recepta na optymizm? - Trzeba wyjść do ludzi.

Optymizmu w zamkniętym domu się nie znajdzie.

- Wokół nas, tak jak wspomniałeś, przybywa ludzi chorych i niepełnosprawnych. Często są to osoby młode. Jaką receptę dałbyś takim ludziom na optymizm, na patrzenie pozytywnie pomimo zmagania z chorobą?

-  Wiesz co, przede wszystkim trzeba wyjść. Trzeba wyjść do ludzi. Optymizmu w zamkniętym domu się nie znajdzie. Można go znaleźć na dzień, lub dwa, ale na dłuższą metę siedzenie w domu dołuje. Następnie trzeba znaleźć ludzi - jest mnóstwo takich osób - którzy nie odrzucają kontaktów. Sam nawiązałem mnóstwo kontaktów, chociażby ostatnio w Warszawie. To bardzo proste. Najważniejszy czynnik to wyjść! Jak się pozna ludzi, to droga do optymizmu jest już prosta, bo dzięki ludziom nabiera się energii i sił do pozytywnego myślenia. 

- Na pewno pomaga też obserwowanie, że inni ludzie też mają problemy.

- Oczywiście, wszyscy ludzie mają problemy. Wydaje mi się nawet, że "normalni" ludzie mają dużo większe problemy niż osoby niepełnosprawne. Niepełnosprawność jest jedną rzeczą, ale niektórzy się borykają z rzeczami dużo trudniejszymi.

- Tak jak wspomniałeś na początku, mimo niepełnosprawności prowadzisz stosunkowo szczęśliwe życie.

- Oczywiście, do wielu rzeczy trzeba się przyzwyczaić. Nie mam nóg i nie mam rąk, ale użalanie się nad sobą nie przyniesie mi żadnej wymiernej korzyści, bo ręce już mi raczej nie odrosną.  Dlatego w tym momencie zostawiam całkowicie ten aspekt i żyję tak jak mogę. Bo lepiej w tym aspekcie nie będzie. Tu nie ma co siedzieć i płakać. Jedyne co mogę robić to kombinować skąd wziąć kasę na protezy. 



No właśnie! Skąd wziąć kasę?

- Nie sprawdza się tu zamartwianie i desperackie próby szukania. Szczególnie z tymi fundacjami i koncertami charytatywnymi jest tak, że jak ludzie widzą, że jesteś optymistą to chętniej wpłacają. Po prostu, bo widzą, że człowiek jest uśmiechnięty, zadowolony i radzi sobie w życiu, to czemu mu nie pomóc? To właśnie na tym polega. Zresztą, jak się wyjdzie do ludzi, to więcej osób chętnie pomoże. Na przykład w moim mieście jest ośrodek kultury, który chętnie organizuje jakieś pikniki, koncerty sztuki teatralne, cokolwiek. Ludzie na to chodzą, bo lubią pomagać. 
Mama zawsze mi powtarzała, jak byłem mniejszy: "Ty się musisz pokazać. Bo samo nazwisko na bilbordzie charytatywnym nic ludziom nie powie, bo nie będą cię znali. Ludzie muszą cię kojarzyć:  z występów, z kościoła, z czegokolwiek".  Ludzie są wzrokowcami i tak to działa. Słowa mamy się sprawdzają, bo kiedy więcej ludzi mnie zna i widzi, to się przekłada na finanse. Niestety tak działa ten świat i musimy to przyjąć do wiadomości. 

- Masz rację. Na koniec chciałam się zapytać, jak można pomóc ci zebrać pieniądze na protezy?

- Jestem podopiecznym fundacji dla osób niepełnosprawnych Ostoja w Brzesku. Tu jest numer konta:  13 1020 4984 0000 4102 0003 7895 z dopiskiem dla Jędrka Rosy. Ten dopisek jest bardzo ważny. Można też wpłacać 1% podatku: KRS 0000031330 z dopiskiem dla Jędrka Rosy.

- Dziękuję ci bardzo za rozmowę. Życzę ci, żebyś ukończył studia z takim wynikiem jaki sobie wymarzyłeś i żeby spełniły się wszystkie twoje marzenia.

Jędrek jest jedną z osób, z którymi, gdy się rozmawia, to nabiera się innej perspektywy do swoich "problemów". Przestają być takie wielkie. Bardzo się cieszę, że mogłam go poznać i nauczyć się od niego, że to na co się nie ma wpływu, trzeba odłożyć i się tym nie martwić, a zająć się tym, co możemy zrobić.

Chciałabym Was prosić o udostępnienie tego wywiadu osobom, które Waszym zdaniem powinny go przeczytać. Myślę, że niejedna osoba z Waszych przyjaciół odniesie korzyść z "poznania" mojego dzisiejszego Gościa.

Zostawcie też w komentarzu dobre słowo dla Jędrka, na pewno się ucieszy!

Zachęcam też do obejrzenia Jędrka w TV, jeśli nie widzieliście tego odcinka. Ja obejrzałam go tutaj. Ostrzegam - wyciskacz łez.


Na zdjęciu książka "Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń" Nicka Vujicica, o której rozmawialiśmy z Jędrkiem. Można ją kupić klikając w link poniżej:


Komentarze

Popularne posty