Styczeń w obiektywie

Kto by pomyślał, że już, tak szybko i tak niespodziewanie znajdziemy się w 2018 roku... No dobrze, można się było tego spodziewać. Czas leci szybko i mimo naszej woli mknie do przodu jak najszybszy koń wyścigowy. Tak więc niejako bezwiednie znalazłam się już za półmetkiem zimy. Jeszcze trochę - tak myślę - i na drzewach pojawią się pierwsze pąki, a bociany wrócą z wojaży po Afryce i pomachają do nas wesoło skrzydłami.

Ten minimalistyczny kalendarz na 2018 wydrukowałam ze strony Simplife.pl . Spodobał mi się bo jest oszczędny, bez zbędnych detali. Teraz w szarej ramce spoczywa na biurku.

Jeśli chodzi o moją pracę, to cenię ją za to, że mam  blisko z biura do najmilszego miejsca na świecie - do Lavendy! W tej wyjątkowej kawiarni można się napić przepysznej belgijskiej czekolady z bitą śmietaną (która niestety nie załapała się na zdjęcie, bo zbyt łapczywie ją spożyłam). W tym miejscu napijecie się pysznej kawy, zjecie naturalne lody i wykwintne ciasta... Uczta dla zmysłów... 

Deszczowa pogoda za oknem. 

Szare poranki, ulice jeszcze się nie obudziły, a światło latarni odbija się od mokrego chodnika. Bulwar nad rzeką.
U góry i na dole: bardzo ciekawa książka "Suma drobnych radości". Chciałabym Wam gorąco polecić, moim zdaniem idealna na zimowe wieczory, ja czytałam ją na kocyku przed kominkiem z kubkiem herbaty. Ciekawą, ciepłą treść uzupełniają pastelowe zdjęcia przytulnego mieszkania autorki. Chciałabym napisać dla Was trochę dłuższą recenzję, póki co, by zachęcić, muszą wystarczyć te dwa zdania i cytat z książki (poniżej)

"Pozytywne nastawienie do świata ma swój początek w stosunku do siebie. Umiejętność cieszenia się z małych rzeczy dodaje optymizmu i łagodności. Pielęgnowanie wdzięczności za to coś, co każdy z nas może zrobić, by wszystkim żyło się lepiej."

Za mało było śniegu na ulepienie prawdziwego bałwana, więc był bałwan-dziecko. Noworodek właściwie. Ale się szybko wywrócił, bo było mu za ciepło i zemdlał (prawdopodobnie) a potem gdzieś zniknął, nie wiem gdzie. Została tylko marcheweczka. 

To zdjęcie to trochę taka chęć pochwalenia się. I  niezupełnie chodzi o kwiatka, który jako jedna z nielicznych roślin w moim domu zdecydowała się mi towarzyszyć w stanie innym niż suchy badyl. Nie chodzi też o te kilka książek które ułożyłam, żeby wyglądały tak mądrze na zdjęciu. Chodzi o parapet! Tak! PARAPET! Który własnoręcznie odnowiłam (bo był stary i brzydki) i teraz wygląda elegancko! No!
W styczniowe wieczory rozkładałam koc na podłodze przy kominku i zanurzałam się w książkach. Są takie, które wolę czytać wolno. I wolę zaznaczać dobre fragmenty.
 A na koniec niespodzianka.
1. lutego była rocznica śmierci Wielkiej Poetki. Mojej Matki Metafor i Królowej Pisania Prostym Językiem o Rzeczach Trudnych czyli w skrócie MMMiKPPJoRT.
Jak się może domyślacie, chodzi o Wisławę Szymborską.

Chciałam podzielić się z Wami jej wierszem, który ostatnio szczególnie mi się spodobał.


Pamięć nareszcie

Pamięć nareszcie ma, czego szukała.
Znalazła mi się matka, ujrzał mi się ojciec.
Wyśniłam dla nich stół, dwa krzesła. Siedli.
Byli mi znowu swoi i znowu żyli.
Dwoma lampami twarzy o szarej godzinie
błyśli jak Rembrandtowi.

Teraz dopiero mogę opowiedzieć,
w  ilu snach się tułali, w ilu zbiegowiskach
spod kół ich wyciągałam,
w ilu agoniach przez ile mi lecieli rąk.

Odcięli– odrastali krzywo.
Niedorzeczność zmuszała ich do maskarady.
Cóż stąd, że to nie mogło ich poza mną boleć,
jeśli bolało ich we mnie.

Śniona gawiedź słyszała, jak wołam mamo
do czegoś, co skakało piszcząc na gałęzi.
I był śmiech, że mam ojca z kokardą na głowie.
Budziłam się ze wstydem.

No i nareszcie.
Pewnej zwykłej nocy,
z pospolitego piątku na sobotę,
tacy mi nagle przyszli, jakich chciałam.
Śnili się, ale jakby ze snów wyzwoleni,
posłuszni tylko sobie i niczemu już.
W głębi obrazu zgasły wszystkie możliwości,
przypadkom brakło koniecznego kształtu.

Tylko oni jaśnieli piękni, bo podobni.
Zdawali mi się długo, długo i szczęśliwie.

Zbudziłam się. Otwarłam oczy.
Dotknęłam świata jak rzeźbionej ramy.

z tomu „Sto pociech”, 1967

Tak prawdziwy, tak piękny... Wydaje mi się, że system nauczania w szkole oduczył nas trochę wrażliwości na poezję. Rozumienie wierszy zostało sprowadzone do wyszukiwania metafor i epitetów w tekście, a przecież poezję nie czyta się rozumowo, ale duszą. Każdy czuje w niej coś innego i to jest piękne.
A poezja to nie tylko słowa. To smak malin prosto z krzaczka, to uśmiech dziecka, zapach liści jesienią, promienie słońca, malowniczy krajobraz. To wszystko co jest wokół nas. I życzę Wam jak najwięcej poezji w życiu. Ech, rozmarzyłam się... Miłej niedzieli!

Ps. Ostatni post na temat akcji ratowania życia powziętej przez mojego męża cieszył się takim zainteresowaniem, że zaczęłam podejrzewać, że w moje posty czytają nie tylko moje siostry ;) Wielkie dzięki kochani!

Komentarze

Popularne posty