"Dziewczyna z pociągu" - czyli być jak Stephen King

Chciałabym Wam polecić książkę "Dziewczyna z pociągu" Pauli Hawkins. Jak dla mnie była rewelacyjna, ale wiem, że pisząc te słowa kopię być może grób dla mojego gustu literackiego, na który tak bardzo liczycie. Już wyjaśniam dlaczego:



Ja na tą książkę bardzo długo się czaiłam, wydana w 2015 roku, szybko stała się bestsellerem. Chodziłam po bibliotekach, jak pies za pętkiem kiełbasy, ciągle była w obiegu, długie listy oczekujących pogłębiały chrapkę na tę lekturę. Aż w końcu zobaczyłam ją u mojej koleżanki, zapytałam, czy pożyczy, jak przeczyta, tak, jasne, no i przeczytała pisze mi esemesa, więc idę, pytam, jak jej się podobała, a ona na to, że wszystko fajnie, ale już w połowie było jasne jak się skończy.


O nie............


Ja naprawdę bardzo lubię przeczytać dobry kryminał, taki co to się ciężko oderwać i każda strona niesie kolejną falę przygody i totalny zwrot akcji, taki, że jak bierzesz książkę do ręki, to nie odkładasz jej cały dzień jakby się skleiła z dłonią i tak z nią chodzisz i tu śniadanie szykujesz i kątem oka czytasz, w łazience, w autobusie, zupę łyżką mieszasz, a książka w ręce, bo taka ciekawa i nie możesz się oderwać, żeby czegoś przypadkiem nie przeoczyć. I takie książki to ja lubię, ale po takiej rekomendacji...to wiadomo... 


Ale ja się nie poddaję. To nie mój charakter. 


Zaczęłam czytać. 

Fabuła była bardzo ciekawa, bohaterowie niebanalni, głębokie studium psychologiczne postaci, czysta przyjemność czytania. Po przeczytaniu jakiś 100 stron spotkałam się z kolejną osobą, która ją czytała. I znowu pytam, jak jej się podobała ta książka, a ona mówi, że zawód wielki, bo w połowie było już wiadomo co i jak, a ja mówię, że to dziwne, bo książka ma ponad 300 stron, ja przeczytałam jedną trzecią, a nawet się ani grama nie domyślam... "No to jeszcze kilka stron i już wszystko będziesz wiedziała" Aha.

No to wracam do domu, biorę książkę w dłoń i czytam, czytam, czytam, zaczytałam się tego dnia na serio, historia wciągnęła mnie do głębi w odmęty kryminalnych zagadek, wir intelektualnego wysiłku zasysał mnie coraz głębiej i głębiej. 



OK. 
Wiem, że przez to, co teraz napiszę stracę w Waszych oczach wiarygodność i przestanę być autorytetem w dziedzinie literatury, 
Waszym przewodnikiem po meandrach słowa pisanego. Tak, zdaję sobie z tego sprawę. 
Zaczęło mnie to niepokoić, kiedy zobaczyłam, że wbrew wszystkiemu,
co o tej książce usłyszałam zostało mi do końca kilkanaście stron, 
a ja cięgle nie znam odpowiedzi na podstawowe pytanie, a mianowicie kto zabił???

No i kiedy już się pogodziłam z faktem, że nie zostanę drugim Sherlockiem Holmesem, i zachwyciłam się oryginalnym, zaskakującym (być może tylko dla mnie) zakończeniem, dotarła do mnie rzecz bardzo ważna. Ale to naprawdę bardzo bardzo ważna. Spojrzałam na okładkę "Dziewczyny z pociągu", niby zwykła, obraz rozmazany jak widok zza szyby pociągu, nawiązujący do fabuły całej książki, ale było na niej coś co przykuło moją uwagę.


Zobaczcie, co pisze nad tytułem!
"Znakomity thriller. Nie mogłem się oderwać przez całą noc." STEPHEN KING
I co?! Kto jest jak Stephen King? 

To się nazywa gust na poziomie mistrzów...
Polecam gorąco. 
Gdyby ktoś chciał kupić, poniżej linki do najkorzystniejszych ofert. 

Ps. jak ktoś czytał to napiszcie jak się podobała, i czy wiedzieliście jak się skończy. Będę wdzięczna, za komentarze, że nie wiedzieliście, tak jak ja, bo to by wlało miód ma moje rany w psychice, które po przeczytaniu tej książki są bardzo głębokie. 

Komentarze

Popularne posty