Maj w obiektywie

Maj kończy się upalną pogodą, długo wyczekiwane ciepło w końcu nadeszło i to w wielkim stylu! Chyba nikt nie ma wątpliwości, że 22 czerwca, to dla lata to już tylko formalność. W maju przyroda już w pełni rozkwitu, miała dla nas moc niespodzianek:
- truskawki - polskie, pyszne, słodziutkie....
- kwiaty bzu - u nas już w formie syropu i nalewki
- płatki róży - dwa lata temu była z nich nalewka i tonik różany, a w tym roku jest....marmolada!
- szparagi - moje ulubione jedzenie w maju (najlepsze są z młodymi ziemniaczkami, maślanką i jajkiem sadzonym)


A propos kulinariów...
Wiecie, co jeszcze robiłam ostatnio? Piekłam chleb! Jestem takim trochę mistrzem nieogaru, więc chleb jak na mistrza przystało wyszedł po mistrzowsku. ;)
Zaczęłam od znalezienia w miarę prostego przepisu. Ja najbardziej uwielbiam przepisy, które mają pięć składników lub mniej, ponieważ istnieje szansa, że o niczym nie zapomnę. I taki oto przepis znalazłam. Chleb był bez zbędnych udziwnień. Tylko woda, drożdże, sól, cukier, mąka. Prościzna. Dziecko by dało radę... więc przywdziałam najładniejszy fartuszek i niczym prawdziwa Ewa Wachowicz wzięłam się za moje wypieki. Ja to lubię takie wydurnianie w kuchni, że udaje, że naprawdę jestem jakaś gwiazdą kulinarną, jakimś Jamie Oliwierem, albo Okrasą i jak coś robię, to od razu mówię co robię, ze na przykład „potrzebne nam będą miska, mikser, łyżka i kilo mąki...” czy coś w tym stylu... i tak sobie piekłam wesoło, wszystko świetnie szło, ale nikt mi nie powiedział i w przepisie też nie wspomnieli o tym ani słowem, że ten przepis to jest na jakąś malutką blaszkę. Ja miałam tylko taką dużą, długą, porządną, jak na prawdziwy, porządny chleb przystało. Ale nawet takie przeciwności nie powstrzymają takiego kulinarnego „mistrza” jak ja! Skoro chleb jest na drożdżach, wiec urośnie, jak go rozsmaruję na tej blaszce, tak? Wiec tak zrobiłam. Ale nie urósł, zakalec jeden! Miałam wiec chleb długi i płaski. Bagietka taka trochę, tylko szeroka. W smaku całkiem ok.
Ale ja nie należę do tych co się łatwo poddają. Tydzień później - powtórka! Skoro chleb wyszedł płaski było za mało ciasta. Trzeba zrobić jeszcze raz i podwoić ilość składników. Zresztą, ten przepis był mi już niepotrzebny. Postanowiłam, zrobić to samo tylko „na oko”, w sumie to mam już doświadczenie i jedną bagietkę na koncie, wiec wy mi nie mówcie jak mam robić chleb!
Pominę kolejny proces przygotowywania chleba, żeby Was nie zanudzać. Powiem tylko, że jak ukroiłam mężowi kromkę to powiedział tylko: „Kochanie, może ty już lepiej nie piecz chleba...”

Wspomnienia z maja 

Lubię to miejsce w Żaganiu, szum wody, śpiew ptaków, cień drzew... czy można chcieć czegoś więcej w upalny dzień?

Czasami się zastanawiam, czy kiedyś nadejdzie dzień, w którym przestanę się zachwycać promieniami słońca prześwitującymi przez liście.  I kiedy tak się zastanawiam dochodzę do wniosku, że taki dzień chyba nie nadejdzie... NIGDY!

Zapach lata...
I kolejny aromatyczny bukiet. W moim domu także smakowy (syrop i nalewka)

Lubię takie miejsca w lesie, w których więcej ma do powiedzenia przyroda niż człowiek, takie dzikie... gdzie ścieżki wydeptują sarenki, wiewiórki i mrówki, gdzie rośliny pną się do góry i upadają wedle swojego uznania. 

Maj zakończył się wspaniałym wyjazdem nad morze. 

Więcej nadmorskich zdjęć w czerwcu! Do zobaczenia.

Czytam...

 W maju zajęłam się lekturą grubszej książki, która zajęła mi prawie cały miesiąc.
„Dziewczyna z Brooklinu” Gullaume Musso - słyszałam, ze to dobry kryminał, zakończenie faktycznie zaskakuje, ale kilka razy miałam ochotę książkę odłożyć. W niektórych momentach fabuła była moim zdaniem trochę naciągana. A ktoś z Was czytał tą pozycję?
Poza tym czytałam „Shinrin-Yoku. Sztuka i teoria kąpieli leśnych”. Polecam tą lekturę, zwłaszcza osobom, które chciałyby postawić na bardziej świadomy kontakt z naturą. Więcej o tym tutaj.

Miłego...

Komentarze

Popularne posty