Część 6: Przyjaciel na trudne dni

Jednego dnia, kiedy siedziałyśmy sobie jak zwykle przy naszej poniedziałkowej herbatce ktoś zapukał do drzwi. Z sieni wynurzył się mężczyzna o krzepkiej twarzy, trochę łysy, trochę siwy, trochę zgarbiony i szeroko uśmiechnięty. Gdy widzi Zosię oczy mu się śmieją. Przyszedł zobaczyć jak się czuje. Czy nie trzeba jej przynieść drzewa. Zosia uśmiecha się szeroko. Jej oczy też błyszczą. "Nie trzeba. Siadaj." Sama idzie do pokoju. Kątem oka widzę, że ściąga brudny fartuch i ubiera świeże ubranie.

W tym czasie Stanisław siada za stołem i mówi, że odkąd ją poznał przychodzi codziennie. Spotkali się w drodze do sklepu. Jak czasem nie może przyjść ona dzwoni, pyta co się stało, rozmawiają przez telefon. Zosia wychyla się z pokoju i dodaje: "Mówiłam mu, żeby u mnie zamieszkał, są dwa pokoje, więc miejsca dosyć." Przyjaźń to piękne uczucie, zwłaszcza w takim wieku, kiedy wiesz, że niedużo już tej przyjaźni zostało i będziesz żałować każdego dobrego słowa, które nie zostało wypowiedziane.

Kiedyś opowiadała mi  innym przyjacielu, który mieszkał niedaleko, w małym mieszkaniu. Zaproponowała mu opiekę i towarzystwo. Zgodził się. Mieszkał u niej 11 lat. Miał prawie osiemdziesiątkę kiedy umarł. Do śmierci była przy nim i troszczyła się o niego.

Jak na nią patrzyłam zastanawiałam się: jak to jest, że ta kobieta zaznała w życiu tylu nieszczęść: biedy, głodu, upokorzeń, cierpienia i choroby, a mimo to nie bała się kochać. Obdarzać uczuciem. Zaufać.

Stanisław przyniósł kosz z drewnem. Gdy spojrzałam na twarz Zosi byłam pewna jednego - wciąż jest zakochana. Nigdy nie uległa rozgoryczeniu. Nie pogrążyła się w rozpaczy. Przyjemnie się patrzyło na dwoje staruszków, mówiących sobie czułe słówka i cieszących się jak dzieci swoim uczuciem z krótką już datą ważności.

Lubiłam na nich patrzeć. Potwierdzają starą rymowankę: "Jedni są wiecznie młodzi, drudzy wiecznie starzy. To kwestia charakteru, a nie kalendarzy." Wiek był dla nich tylko liczbą.

W tamtym czasie Zosia zaczęła częściej chorować, kilka razy była w szpitalu. Kiedyś boleśnie upadła i potłukła się tak, że nie mogła wstać. Leżała cały dzień na podłodze zanim znalazła ją sąsiadka. Jej piękne oczy powoli gasły i z tygodnia na tydzień była coraz słabsza. Przykro było patrzeć na cierpienie osoby, z którą tak się przez ostatnie miesiące zżyłam. Kiedy ją odwiedzałam nasze rozmowy były coraz krótsze, ale jak się później okazało, miała mnie jeszcze czymś zaskoczyć.

Niedługo przed swoją śmiercią opowiedziała mi historię, którą dotąd w opowieściach z czasów wojny pomijała.
"W moim życiu liczył się tak naprawdę tylko jeden mężczyzna i tylko jednego mężczyznę kochałam..."

Kim był ten mężczyzna? Jesteście ciekawi?
Jeśli chcecie czytać dalej napiszcie, proszę, w komentarzu. Do zobaczenia w kolejnej części.

Komentarze

Popularne posty