Część 5: Sąsiadka

Lekarz brutalnie pozbawił Zosię złudzeń: dziecko nie przeżyje porodu! Ale dziewczynka miała silną wolę życia. Choć na początku nie nabrała powietrza, lekarz klepnął ją kilka razy i odezwało się ciche kwilenie.

Córeczka.
Ta wyczekana.

Kiedy opowiada mi tą historię ciepły uśmiech wlewa się jej na twarz. Widzę, że myśli o córce i tamtym dniu, kiedy prawie ją straciła.
- A Pani mąż? - pytam. - Był przy porodzie?
- Nie. Był pijany. Dopiero po dwóch dniach dowiedział się, że został ojcem. Przyszedł wtedy do szpitala z wielkim bukietem kwiatów i przeprosinami na ustach.

Znów miało być jak dawniej.

Dwa lata później znowu zaszła w ciążę. Mąż w tym czasie stracił pracę i przeprowadzili się do Żar. Kupili małe mieszkanie na parterze. Dwa pokoje, łazienka, kuchnia. W tej kuchni właśnie siedzimy i popijamy herbatkę. To już któreś nasze spotkanie z kolei. Zdążyłyśmy się trochę poznać, a ja już orientuję się gdzie leży herbata i kawa, i gdy przychodzę, to ja wyręczam ją w przygotowywaniu. Przychodzę zawsze w poniedziałki i zawsze jest u niej coś słodkiego do zjedzenia. Czasami ciasto, czasami cukierki, czy czekoladki. Po czasie się dowiedziałam, że co tydzień w poniedziałek córka dostawała dyspozycję, żeby przynieść coś słodkiego. Dla Dorotki.

Dużo rozmawiamy, ale ja mówię niewiele. Czasem rozmawiamy na sprawy bieżące, ale do tego Zosia nie ma głowy, ani pamięci. Nie wie gdzie była wczoraj, ani co jadła na śniadanie. Za to dobrze pamięta dawne historie. Niektóre słyszałam już kilka razy, inne są nowe...

...Tak jak ta z tą sąsiadką z góry.
Kiedyś spotkałam ją na klatce, bardzo miła kobieta. Potem zapytałam o nią Zosię i okazało się, że mieszkała tu już od niepamiętnych czasów. Zawsze sama.
"Mieliśmy z nią sprawę w sądzie." - opowiada.
"Zaczęło się od tego, że mąż się w niej zakochał. Jednego dnia poszedł jej wyznać miłość, ale ona go odrzuciła. Wiedziała, że ma żonę i dzieci. Wiedziała, że go kocham. trzasnęła mu drzwiami przed nosem." Zosia nie mogła tego tak zostawić. Jej mąż wrócił załamany. Płakał. Chował głowę w dłoniach. Ta kobieta go skrzywdziła. Nie zastanawiając się długo tym razem ona poszła na górę do sąsiadki. Powiedziała jej, że nie wolno tak krzywdzić mężczyzn! Że mąż przez nią płacze. Że jest załamany i nie daje się pocieszyć.

Sąsiadka odwdzięczyła się jej ripostą na temat prawdziwości jej uczuć do męża. Doszło do szarpaniny. Sąsiadka wylądowała dziesięć schodków niżej, a Zosia u góry z kępą jej włosów w zaciśniętej pięści. Sąd nie uznał wyjaśnień o prowokacji i ukarał małżeństwo karą grzywny. Ot, miłość!

Ich małżeństwo trwało ponad 40 lat. Pod koniec życia mąż się zmienił. Ale w jej oczach było już za późno. Straconych lat nie dało się cofnąć, a rany goją się bardzo długo.
Czy serce Zosi da się jeszcze posklejać? Czy po sześćdziesiątce można się jeszcze zakochać?
Dowiecie się w kolejnej części.

Komentarze

Popularne posty